Nie sztuką jest zacząć – sztuką jest wytrwać…

To co uwielbiam w mojej pracy to to, że praktycznie każdy dzień jest inny a każda osoba z którą pracuję sprawia, że czegoś się uczę. Przez te kilka miesięcy pracy z Asią przypomniałem sobie, że chcieć to móc! Ostatnio dostałem od Asi maila z „rekomendacją”. Nieco się zdziwiłem otwierając plik „Pewna historia.doc” i zamiast kilku zdań polecających zobaczyłem praktycznie solidny fragment „pamiętnika”. Nie jestem osobą, która jest jakoś wybitnie podatna na motywacyjne teksty czy filmik ale to, że widziałem na co dzień zapał i determinacje Asi oraz fakt, że pomagałem tworzyć tę historię sprawił, że trafiła nieco głębiej.

Długo zbierałam się do napisania o moim odchudzaniu. Nie jest to dla mnie łatwe, ponieważ wstydzę się tego, jak kiedyś wyglądałam i do jakiego stanu sama siebie doprowadziłam. Jednak z drugiej strony, jeśli moja historia pomoże chociaż jednej osobie coś zmienić w swoim życiu, to uważam, że warto.

Nigdy nie należałam do szczupłych osób, zawsze większa i cięższa odredukcja Asia1 innych. Co jakiś czas stosowałam jakąś dietę, na której chudłam, potem znowu tyłam… Byłam jak to się mówi „przy kości”. Zaczęłam tak poważnie tyć w ciąży. Nie jadłam „dla dwojga”, tylko za dwoje. Po urodzeniu dziecka znów udało się zrzucić kilka kilogramów, ale wróciłam do pracy i zaczęły się niereguralne posiłki, jedzenie byle czego. Potrafiłam nie jeść praktycznie nic aż do wieczora, żeby potem nadrobić wszystko z nawiązką. Ubrania były coraz ciaśniejsze a ja wciąż chodziłam „głodna”. Każdego dnia postanawiałam, że OD JUTRA SIĘ ODCHUDZAM. I co robiłam? Najadałam się ten osatni dzień, bo przecież od jutra koniec z pizzą, czekoladą, piwem… I tak wpadłam w błędne koło, które trwało do osiągnięcia przez mnie wagi około 145kg (wartość szacunkowa, ponieważ tak naprawdę nie odważyłam się stanąć na wadze w tym najgorszym okresie). Problemem było dla mnie pójście do sklepu (500metrów). Wracałam zziajana, zdyszana i z walącym jak młot sercem. Dojście do Biedronki (niecałe 1,5km) graniczyło z cudem. Brałam więc samochód, oszukując samą siebie, że będzie szybciej, że duże zakupy… Pewnie trwałoby to do dzisiaj, gdyby nie mój Synek. Miał wtedy 4 lata i pewnego „pięknego” dnia powiedział, że MAMA JEST GRUBA. Nie wierzyłam własnym uszom. Skąd 4-latek może wiedzieć takie rzeczy? Ale zastanowiłam się nad tym – nie było łatwo, bo to bardzo zabolało, szczere wyznanie dziecka… Doszłam do wniosku, że albo od kogoś usłyszał takie stwierdzenie, albo porównał mnie z mamami innych dzieci… Tak czy siak, coś we mnie pękło. Przyjrzałam się życiu mojemu i mojej rodziny. I postanowiłam zacząć działać. Nie mówić, że muszę zrobić to czy tamto, tylko po prostu to robić. Nie od jutra, a od teraz. I tak zaczęło się moje odchudzanie. 7.01.2014r. Walka o sprawność, ładniejszy wygląd i zdrowie.

Zaczęłam od spacerów – codziennie minimum 45 minut. Na początku nie było łatwo, z taką tuszą i po tylu latach siedzenia na kanapie wracałam do domu zmęczona jak po maratonie. Z czasem zaczęłam wydłużać czas chodzenia i zwiększać tempo. Za każdym razem, kiedy przeszłam kolejną dłuższą trasę, byłam z siebie dumna, bo widziałam postępy. redukcja asia2
Po miesiącu weszłam bez problemów w za ciasną jeszcze przecież nie tak dawno spódnicę.
Jako dodatkową motywację po dwóch miesiącach „tuptania” kupiłam sobie krokomierz i zainwestowałam w dobre buty. Chodzenie stało się przyjemnością, taką chwilą na wytchnienie, odstresowanie się i poukładanie myśli. Sama sobie stawiałam poprzeczkę, coraz wyżej i wyżej… Biłam własne „rekordy” w ilości kroków i cieszyłam się najmniejszym zwycięstwem.
Po trzech miesiącach maszerowanie przestało mnie już męczyć – musiałam wyjść na kilka godzin, żeby poczuć się tak, jak przy pierwszych spacerach. Kupiłam więc rower. 🙂 I pokochałam go z wzajemnością. Lato upłynęło na dwóch kółkach. Było mnie coraz mniej, znajomi zauważali różnicę, zaczęły się sypać komplementy… To dodawało sił do dalszej walki. Oczywiście nie mogę tutaj pominąć wsparcia najbliższych, którzy byli (i nadal są) ze mną, pomogli tak zorganizować czas, żebym miała możliwość trenowania. Tym, którzy usilnie próbowali namówić mnie na kawałek ciasta również dziękuję – pomogli ćwiczyć moją silną wolę 🙂

Żeby jednak nie było zbyt różowo – odchudzanie samemu nie zawsze, a raczej chyba nigdy nie jest łatwe. Nie wiedziałam co i ile tak naprawdę jeść, ile i jak często powinnam ćwiczyć. Jadłam więc bardzo mało (poniżej 1000kcal), ćwiczyłam bardzo dużo (minimum 2 godziny 7 razy w tygodniu). Chodziłam głodna, zmęczona, niedospana i funkcjonowałam już praktycznie tylko dzięki kawie. Zaczęłam liczyć kalorie, spędzając po kilka godzin na planowaniu, obliczaniu i gotowaniu. Doszłam do etapu, w którym nie wiedziałam, co dalej robić. Nie chciałam przerywać tego, co zaczęłam (o tym nie było mowy), ale też i nie wiedziałam, jak dalej pokierować całym tym procesem, żeby efekty były trwałe i nie ucierpiało na tym moje zdrowie. Postanowiłam zapisać się na siłownię. I tam właśnie poznałam Bartka. To był JEDEN Z NAJLEPSZYCH DNI w moim życiu 🙂
Bartek od razu wzbudził moje zaufanie. Posiada ogromną wiedzę i doświadczenie, których mogę mu tylko zazdrościć. Umówiliśmy się na regularne treningi (3 razy w tygodniu). Ułożył mi też plan żywieniowy. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że to może być takie proste. Mała tabelka, w której rozpisane są posiłki i ich godziny. Bez liczenia kalorii, bez spędzania kilku godzin w kuchni, bez ciągłego zastanawiani
a się, czy tak będzie dobrze… Przygotowanie jedzenia na cały dzień zajmuje mi pół godziny. Jestem pełna energii a największym plusem jest to, że nie chodzę głodna, a mimo to waga (i obwody) wciąż spadają.

Treningi z Bartkiem są przyjemnością. Mam wrażenie, że każdy trening jest dopasowany całkowicie do mnie, do moich możliwości, sił i samopoczucia w danym dniu. Nie trenujemy sIMG_4431chematycznie ani nudno. Jeśli mam gorszy dzień, to Bartek zmienia trening w danym dniu po prostu na lżejszy. Mogłabym trenować z nim codziennie. Niestety nie pozwala 🙁
Oprócz redukcji zależny nam na ujędrnieniu skóry (po moim samodzielnie przeprowadzonym odchudzaniu jest z nią trochę problemu) oraz ogólnym wzmocnieniu mięśni. Ja już widzę efekty naszej pracy i co bardzo ważne, nie tylko ja je zauważam.
Jestem niesamowicie zadowolona z tego, co Bartek robi. Lepszego trenera nie mogę sobie nawet wyobrazić. I co ważne, mogę do niego „uderzyć” także poza siłownią i treningiem. Wątpliwości, pytania, kryzysy… Wystarczy napisać maila i od razu wszystko wiadomo. Dziękuję Ci Bartek chociaż wiem, że nie masz ze mną łatwo 🙂

asia

Zasadniczo Asia pozbyła się już ponad 60kg zbędnego „bagażu” i nadal ma w sobie tyle zapału, że muszę raczej „motywować” ją do zrobienia sobie dnia wolnego od treningu niż odwrotnie :D. Na szczęście etap tłumaczenia „co za dużo to nie zdrowo” mamy już za sobą i Asia nauczyła się spędzać wolny czas aktywnie ale również z rodziną i cieszyć się tymi chwilami bez obaw o ponownym przytyciu. Mam tylko jeszcze nadzieje, że z czasem przestanie być tak bardzo samokrytyczna i zauważy jak fajną jest dziewczyną i jak wiele w życiu może osiągnąć 🙂